Wiedziałem, że odgłosy, które słyszę w oddali nie mogły
dochodzić z mojego mieszkania. Byłem na dworze, ale nie to w tej chwili było
istotne. Wciąż przed oczami miałem jej twarz,
która wykrzykiwała do mnie te słowa.
- Jesteś kłamcą! A ja głupia ci ufałam - słowa Weroniki
nadal tkwiły w mojej głowie.
- Nie zdarzyłem jej nawet tego wytłumaczyć – pomyślałem.
Powoli dochodząc do siebie postanowiłem, że najwyższy czas
otworzyć oczy. Tak jak się spodziewałem,
leżałem w tym samym parku, w którym jeszcze 4 godziny temu upijałem się w trupa
myśląc o tym, co wydarzyło się ubiegłej nocy.
- Jesteś żałosny. – Powiedziałem sam do siebie.
Te kłamstwa nie miały
sensu. Przecież wiedziałem, że prędzej
czy później będzie musiała się o wszystkim dowiedzieć, mimo to odwlekałem tą
chwilę jak najdłużej. Mogłem za nią
pobiec.
- Tchórz – Wycedziłem kolejna obelgę.
Powoli podniosłem się z ławki, co jednak nie było dobrą
decyzją mając na uwadze ilość wypitego alkoholu, jakim uraczyłem się jeszcze
kilka godzin temu. Zachwiałem się i gdyby nie oparcie, na które zsunęła się z
impetem moja głowa leżałaby właśnie w kałuży błota, znajdującego się tuż za
mną. Wódka pomagająca mi na chwilę zapomnieć o całej tej sytuacji leżała pod
ławką. Złapałem ja i upiłem łyk, po którym aż cały zadygotałem. Przejrzysty
trunek powoli zaczynał ogrzewał mój żołądek.
- Chyba najwyższa pora iść do domu – Stwierdziłem.
Nagle moją uwagę przykuło dwóch stróżów prawa, którzy żwawym
krokiem zmierzali w moja stronę. Byli niecałe 15 metrów ode mnie a obrazek,
jaki prezentował się wokół mojego miejsca spoczynku nie sprzyjał mojej
kieszeni. Mózg automatycznie wysłał impuls do moich mięśni i nim zdążyłem się
zastanowić zerwałem się z ławki i zacząłem uciekając w przeciwną stronę. Jak
typowy 15 latek biegłem ile sił w noga nie myśląc nawet o tym, czego tak
naprawdę mogli chcieć ode mnie dwaj policjanci, jeśli w ogóle mieli zamiar ze
mną rozmawiać. Przeskoczyłem przez
płotek oddzielający park od chodnika i pognałem w stronę najbliższego
skrzyżowania. Biegłem tak długo aż moje mieście zaczęły odmawiać mi
posłuszeństwa. Wtedy przystanąłem i
oparłem się o jeden z budynków, drugą ręką trzymając się za serce i kurczowo
łapiąc oddech. Po chwili spostrzegłem,
że dwaj mężczyźni, którzy napędzili mi takiego strachu stali sobie na końcu
uliczki i beztrosko rozmawiali nie zwracając na mnie żadnej uwagi.
-Chyba nie biegłem zbyt szybko, skoro nawet nie oddaliłem
się na tyle by dwóch niezainteresowanych mną policjantów zniknęło mi z pola
mojego widzenia – Pomyślałem.
Następne minuty mojego sobotniego poranku minęły, mi już na
powstrzymaniu się przed puszczeniem „pawia” na chodnik, który prowadził mnie do
domu. Gdy dotarłem do drzwi swojego mieszkania wsadzenie klucza do drzwi zajęło
mi niespełna minutę, co można było uznać za przejaw trzeźwienia. Moje cztery kąty wyglądały tak samo jak wczoraj. Pedantyzm, z jakim wszystko było tu ułożone
przyprawiał mnie teraz jedynie o ból głowy.
-Musze jakoś to naprawić – pomyślałem, po czym złapałem za
telefon. Stojąc w progu własnego mieszkania napisałem jedyne słowa jakie w tej
chwili przychodziły mi do głowy.
Czy prawda zawsze leży pośrodku?
M.W
M.W