czwartek, 12 grudnia 2013

Ten najgorszy poranek

- Zimno – to pierwsza myśl, jaka dotarła do mnie od razu po przebudzeniu.
Wiedziałem, że odgłosy, które słyszę w oddali nie mogły dochodzić z mojego mieszkania. Byłem na dworze, ale nie to w tej chwili było istotne.  Wciąż przed oczami miałem jej twarz, która wykrzykiwała do mnie te słowa.
- Jesteś kłamcą! A ja głupia ci ufałam - słowa Weroniki nadal tkwiły w mojej głowie.
- Nie zdarzyłem jej nawet tego wytłumaczyć – pomyślałem.
Powoli dochodząc do siebie postanowiłem, że najwyższy czas otworzyć oczy.  Tak jak się spodziewałem, leżałem w tym samym parku, w którym jeszcze 4 godziny temu upijałem się w trupa myśląc o tym, co wydarzyło się ubiegłej nocy.
- Jesteś żałosny. – Powiedziałem sam do siebie.
 Te kłamstwa nie miały sensu.  Przecież wiedziałem, że prędzej czy później będzie musiała się o wszystkim dowiedzieć, mimo to odwlekałem tą chwilę jak najdłużej.  Mogłem za nią pobiec.
- Tchórz – Wycedziłem kolejna obelgę.
Powoli podniosłem się z ławki, co jednak nie było dobrą decyzją mając na uwadze ilość wypitego alkoholu, jakim uraczyłem się jeszcze kilka godzin temu. Zachwiałem się i gdyby nie oparcie, na które zsunęła się z impetem moja głowa leżałaby właśnie w kałuży błota, znajdującego się tuż za mną. Wódka pomagająca mi na chwilę zapomnieć o całej tej sytuacji leżała pod ławką. Złapałem ja i upiłem łyk, po którym aż cały zadygotałem. Przejrzysty trunek powoli zaczynał ogrzewał mój żołądek.  
- Chyba najwyższa pora iść do domu – Stwierdziłem.
Nagle moją uwagę przykuło dwóch stróżów prawa, którzy żwawym krokiem zmierzali w moja stronę. Byli niecałe 15 metrów ode mnie a obrazek, jaki prezentował się wokół mojego miejsca spoczynku nie sprzyjał mojej kieszeni. Mózg automatycznie wysłał impuls do moich mięśni i nim zdążyłem się zastanowić zerwałem się z ławki i zacząłem uciekając w przeciwną stronę. Jak typowy 15 latek biegłem ile sił w noga nie myśląc nawet o tym, czego tak naprawdę mogli chcieć ode mnie dwaj policjanci, jeśli w ogóle mieli zamiar ze mną rozmawiać.  Przeskoczyłem przez płotek oddzielający park od chodnika i pognałem w stronę najbliższego skrzyżowania. Biegłem tak długo aż moje mieście zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa.  Wtedy przystanąłem i oparłem się o jeden z budynków, drugą ręką trzymając się za serce i kurczowo łapiąc oddech.  Po chwili spostrzegłem, że dwaj mężczyźni, którzy napędzili mi takiego strachu stali sobie na końcu uliczki i beztrosko rozmawiali nie zwracając na mnie żadnej uwagi.
-Chyba nie biegłem zbyt szybko, skoro nawet nie oddaliłem się na tyle by dwóch niezainteresowanych mną policjantów zniknęło mi z pola mojego widzenia – Pomyślałem.
Następne minuty mojego sobotniego poranku minęły, mi już na powstrzymaniu się przed puszczeniem „pawia” na chodnik, który prowadził mnie do domu. Gdy dotarłem do drzwi swojego mieszkania wsadzenie klucza do drzwi zajęło mi niespełna minutę, co można było uznać za przejaw trzeźwienia.  Moje cztery kąty wyglądały tak samo jak wczoraj.  Pedantyzm, z jakim wszystko było tu ułożone przyprawiał mnie teraz jedynie o ból głowy.
-Musze jakoś to naprawić – pomyślałem, po czym złapałem za telefon. Stojąc w progu własnego mieszkania napisałem jedyne słowa jakie w tej chwili przychodziły mi do głowy.
- Zależy mi na Tobie.


Czy prawda zawsze leży pośrodku?

M.W


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz